sobota, 2 listopada 2013

Cameron a sprawa polska.

To, co ostatnio powiedział premier Wielkiej Brytanii chodziło za mną i nie dawało mi spokoju.

Cameron, mówiąc o koniecznościach cięć w zasiłkach, wyciera sobie gębę Polakami. Cóż, pewnie wie, że Polacy na emigracji nie są w stanie za bardzo się zjednoczyć i protestować. Chce także, żeby Londyn stał się centrum islamskich finansów. Cóż, petrodolary nie śmierdzą, no nie? Tylko czemu jakoś wizja Zjednoczonych Emiratów Brytyjskich wydaje mi się coraz bardziej realna?

Wiecie, co? Mam pomysł.

Co by było, gdyby pewnego pięknego dnia, na przykład 11 listopada, każdy jeden Polak wziął wolne/chorobowe/poszedł oddać krew? Po prostu nie poszedł do pracy? Co by było, gdyby nagle, w myśl hasła "Przestań sobie, Panie Cameron, wycierać nami japę" okazało się, że gospodarka angielska dostała ostrzegawczego kopa po jajach?

Jak to powiedział Jamie Oliver W 2011 r. magazynowi "The Observer", że jeszcze nigdy nie widział pokolenia takich mięczaków jak obecne. "Z drugiej strony mam kuloodpornych, twardych jak skała Polaków i Litwinów, którzy potrafią ciężko pracować" (źródło: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,14514626,Jamie_Oliver_chwali_imigrantow_i_wyzywa_sie_na_Brytyjczykach.html)

Spoko, rozumiem fakt, że niektórzy jadą do Jukeju także po to, by sępić zasiłki na dzieci, które i tak siedzą w Polsce u babci. Jakoś nie pochwalam tego tak samo jak niedawnego patentu z zakładaniem firmy przez kobiety w ciąży. Brytyjski urzędnik dopiero uczy się, jak nie być oszukanym - trudno, to było do przewidzenia. Ale szukanie kozła ofiarnego? Nie, dzięki.

Już kiedyś ktoś tego próbował i wiadomo, jak to się skończyło.